To musiało się stać. Po raz pierwszy kibicowałem zawodnikowi, który zachwyca najwyżej starsze panie w szkockich pabach. Gościowi, który po przegranym finale Wimbledonu płakał i nie mógł się nadziwić, że starszy kolega objechał go jak smarkacza. -Jak to?- pytał- przecież on nie ma już siły, niedomaga, jest emerytem! Gdyby Rodżer jednak wygrał półfinał w Melbern, zwyczajnie nie mógłbym oglądać finału, serce by mi pękło. I żeby nie było, że nie lubię bezglutenowego Djokowicza. Lubię go tak, jak Mareja. Niech się panowie okładają w finale.

Stąd też mój apel do władz ATP o ustanowienie ochrony nad Rodżerem Federerem. Maestro nie może tracić sił na grę od pierwszej rundy i uganiać się za naładowanymi hormonami, dwumetrowymi szczeniakami. Nie powinien też biegać 5 setów z zawodnikami, którzy będąc w skrzatach oglądali Federera, gdy ten odprawiał na emeryturę Pita Samprasa. Rodżer Federer jest mężem swojej żony  i ojcem dwóch córek, dlatego też powinien zaczynać występy w Wielkim Szlemie od ćwierćfinałów, a w turniejach Masters od półfinałów. W ten sposób będzie grał co najmniej do pięćdziesiątki, a my będziemy mieli powód aby oglądać tenis.